Relacja z Obozów Sportowych KS Budokai Lublin - Mazury 2025
- KS Budokai Lublin
- 26 lip
- 12 minut(y) czytania
Zaktualizowano: 8 sie
Dzień 1: Misja „Obóz”!
Godzina 9:00 – pod Stadionem Arena Lublin zebrała się drużyna śmiałków gotowych na sportowe wyzwania, lekką dawkę adrenaliny i... zaskakująco dużo walizek. Rodzice ocierali łzy (ze śmiechu lub wzruszenia – nie wiadomo), a dzieci rzucały ostatnie spojrzenia w stronę cywilizacji i Wi-Fi.
Nastąpił przydział opiekunów – czyli tych dobrych duchów obozu, co potrafią jednocześnie wiązać bandaże, rozplątywać konflikty i wytłumaczyć, dlaczego nie można jeść chipsów na śniadanie. Każda grupa zebrała się na pierwszej zbiórce, czyli oficjalnym powitaniu i nieoficjalnym konkursie na najlepszy „team name”.
Potem – autokarowy rajd marzeń! Kierowcy, których entuzjazm mógłby zasilić połowę województwa, zadbali o odpowiednią atmosferę. Masa żartów i ironii oraz niekończące się „daleko jeszcze?” i jeden zagubiony plecak (który jednak odnalazł się – oczywiście u kierowcy).
Po dotarciu do Ośrodka Wypoczynkowego Piecki – czas na obiadokolację! Czyli połączenie obiadu z kolacją, które zaskoczyło niejednego obozowicza.
Potem nastąpiło przydzielanie domków i tworzenie sześcioosobowych elitarnych jednostek przetrwania. Szybkie rozpakowanie (czyli chaotyczne rozrzucenie rzeczy po kątach), podział łóżek (tradycyjny konflikt: „kto bierze górę?”) i już można było uznać domki za „swoje”.
Nadszedł moment zapoznania z regulaminem – ale spokojnie! Nikt nie zasnął, bo regulamin okraszony był barwnymi historiami typu „o spotkaniu z dzikiem w lesie ” albo „podtopieniem domorosłego ratownika przez ratowanego z wodnej topieli”.
Na koniec – toaleta wieczorna (czyli gra w „czyja szczoteczka jest czyja?”) i sen, czyli moment, w którym opiekunowie zamilkli z ulgą, a dzieci… jeszcze chwilę szeptały o planach na kolejny dzień.
Obóz rozpoczęty. Niech moc BUDOKAI bedzienz nami!
GALERII BRAK
Dzień 2: Kąpiel, Kumite i Czapeczki Mocy – czyli sport, słońce i siła porządku!

Drugi dzień naszego obozu sportowego rozpoczął się od porannego rozruchu, który tradycyjnie odbył się w podziale na grupy. Część obozowiczów wybrała aktywność biegową zakończoną orzeźwiającą kąpielą w jeziorze, natomiast druga grupa spędziła poranek na grach i zabawach na boisku – również kończąc poranny wysiłek wspólną kąpielą.
Po śniadaniu na wszystkich czekała miła niespodzianka – dzieci otrzymały pamiątkowe techniczne koszulki full-print i czapeczki obozowe, które od razu dodały energii i obozowego ducha.

Następnie odbył się intensywny trening Kihon i Ido Geiko, podczas którego wszyscy z zaangażowaniem szlifowali podstawowe techniki i poruszanie się w pozycji bojowej.

Po treningu wykorzystaliśmy piękną, słoneczną pogodę i udaliśmy się nad jezioro, gdzie odpoczynek i zabawa na plaży pozwoliły na chwilę relaksu. Po smacznym obiedzie, mimo chwilowego deszczu, udaliśmy się na zakupy, a zaraz potem wróciliśmy do treningu – tym razem była to emocjonująca sesja kumite, czyli walk sparingowych, które dostarczyły wielu sportowych emocji.

Wieczór zakończył się wspólną sesją zdjęciową nad jeziorem, która uwieczniła piękne chwile w scenerii zachodzącego słońca. Ostatnim punktem dnia było przygotowanie pokoi do kontroli czystości – każdy zadbał o porządek z pełnym zaangażowaniem. Dzień zakończyliśmy o 22:00, zmęczeni, ale zadowoleni z kolejnego intensywnego i pełnego przygód dnia na obozie.
GALERIA - dzień II
Dzień trzeci: Pot, pasja i... piankowe pałki.
Budzik jeszcze nie zdążył dobrze zadzwonić, a my już byliśmy na nogach – gotowi na największe sportowe wyzwanie dotychczas. Poranny trening biegowy nie brał jeńców: 5 minut jednostajnego biegu, a potem 10 sprintów z minutową przerwą plus 5 min. truchtu dla wyciszenia – jakby ktoś postanowił nas zahartować niczym japońską stal. I dobrze! W końcu nie przyjechaliśmy tu leżeć na leżakach.
Młodsi zawodnicy, choć pozornie mniej zmęczeni, nie próżnowali – czekały ich zespołowe wyścigi z pachołkami. W ruch poszły spryt, prędkość i okrzyki radości.
Na szczęście tuż po porannej porcji adrenaliny czekała nagroda – kąpiel w jeziorze. Woda była chłodna, orzeźwiająca i absolutnie nie do przecenienia po takim poranku. Niby tylko jezioro, a dało więcej energii niż espresso.
Śniadanie? Królewskie! Jajecznica, świeże warzywa i sałatki z serem feta – szef kuchni zasługuje na pas czarny w kulinarnym kata.

Następnie przeszliśmy do sedna sprawy – treningi kickboxingu. Trzy grupy wiekowe, trzy różne poziomy i tyle samo emocji. Najmłodsi uczyli się podstaw walki na piankowe pałki – śmiechu było tyle, że aż pałki zmiękły bardziej niż powinny. Kadeci ćwiczyli precyzję i refleks w pointfightingu, a najstarsi zmierzyli się z wymagającą techniką kicklightu – tu już nikt się nie śmiał, za to wszyscy byli w pełnym skupieniu.

W bloku programowym przed obiadem postanowiliśmy skorzystać z pięknego słońca i udaliśmy się nas jezioro. Harce w wodzie i skoki "na bombę" z pomostu czasem z ekwilibrystycznymi wygibasami lub kopnięciami spowodowały, że każdy miał wrażenie, że czas ułynął za szybko.
Obiad był ucztą: pieczony kurczak i lody, które zniknęły szybciej niż kadet w czasie sprintu.
Popołudniu plany pokrzyżowała nam kapryśna pogoda – deszcz zmusił nas do chwilowej reorganizacji. Zanim wróciliśmy do treningów, zrobiliśmy przegląd pokoi w ramach konkursu czystości – co okazało się bardziej stresujące niż niejedna walka na macie. Ostatecznie udało się przeprowadzić trening kata dla młodszych uczestników przed, a starsi szlifowali umiejętności podczas treningu po kolacji. Wszystko to pod dachem dwóch namiotów i jednej Sali przy pełnym zaangażowaniu trenerów i zawodników.

Na koniec dnia szybka toaleta, ostatni szept w pokojach i zasłużony sen.
Deszczowa pogoda nie dodaje entuzjazmu najmłodszym uczestnikom, ale doświadczona kadra nadrabia to swoim😊
GALERIA - dzień III
Dzień 4 – Regeneracja z odrobiną rywalizacji.
Czwarty dzień obozu rozpoczął się pod znakiem deszczu, który od rana nie dawał za wygraną. Na szczęście zaplanowany był dziś dzień regeneracyjny, więc poranny rozruch przebiegł spokojnie – uczestnicy skupili się na ćwiczeniach rozciągających oraz relaksujących masażach, które pozwoliły nieco odpocząć po intensywnych treningach z poprzednich dni.

Po śniadaniu kadra podjęła decyzję o podziale uczestników na dwie grupy: trzy młodsze i dwie starsze. Gdy młodsi wyruszyli na trening all-kick, starsi przystąpili do sportowej rywalizacji – w ciągu 30 sekund wykonywali jak najwięcej pompek i brzuszków, walcząc o punkty w klasyfikacji na Najlepszego Sportowca Obozu.

Następnie grupy zamieniły się zadaniami, dzięki czemu każdy miał okazję do aktywności zarówno fizycznej, jak i technicznej. Po obiedzie odbyły się treningi kata, również w podziale wiekowym. Najpierw młodsi kończyli swoje zaliczenia sprawnościowe, podczas gdy starsi doskonalili formy kata. Następnie młodsze grupy rozpoczęły przygotowania do obozowej rywalizacji kata, a starsi mieli okazję rywalizować w konkurencjach: strzelanie z łuku, rzut kulą oraz rzuty do kosza.

Wieczorem przyszedł czas na obowiązki – gruntowne porządki, a tuż po nich krótką dyskotekę, podczas której wszyscy chętni mogli odreagować intensywny dzień. Nie obyło się podczas dyskoteki bez paru siniaków i otarć ale rozbitki trzymały się dzielnie.
Dzień ten minął zaskakująco szybko – szczególnie dla kadry, która miała ręce pełne pracy. Mimo deszczowej aury, udało się zrealizować wszystkie zaplanowane aktywności i utrzymać obozowego ducha na najwyższym poziomie.
GALERIA - dzień IV
Dzień 5 - pełen refleksji, sportowej pasji i wspólnej pracy – Budokai Camp.
Kolejny dzień obozu rozpoczęliśmy energicznie – tradycyjnym rozruchem biegowym. Młodzicy i starsi pokonali trasę w ciągu 40 minut, kadeci–zawodnicy biegli przez 30 minut, natomiast pozostali uczestnicy zaliczyli solidne 20 minut aktywności. Choć poranek przywitał nas chłodną, osiemnastostopniową aurą i lekką mżawką, kilkoro śmiałków zdecydowało się na orzeźwiającą kąpiel w jeziorze.
Po śniadaniu nadszedł moment zadumy. Kierownik wypoczynku przekazał wszystkim poruszającą wiadomość o śmierci Shihan Józefa Pietrasa – wieloletniego opiekuna naszych obozów, naszego nauczyciela, mentora i legendy polskiego Kyokushin Karate. W ciszy i skupieniu, na stojąco, uczciliśmy jego pamięć minutą milczenia, oddając hołd człowiekowi, który miał ogromny wpływ na rozwój wielu pokoleń karateków w Polsce.

Poranne treningi kata, z uwagi na mokre boiska, odbyły się w podziale na grupy. Jedni doskonalili techniczne detale i sekwencje kata, inni w tym czasie uczestniczyli w kolejnych konkurencjach rywalizacji o tytuł najlepszego sportowca obozu. Mimo przelotnych opadów, udało się zrealizować większość zaplanowanych aktywności.

Po obiedzie nadszedł czas na kolejny trening kickboxingu – dzieci pracowały z pałkami, kadeci doskonalili point fighting, a młodzicy i starsi skupili się na technikach kick light. Treningi zakończyły sparringi w uczonych formułach sportowych.

W międzyczasie kontynuowano zaliczenia w konkurencjach technicznych: rzuty do kosza, strzały z łuku, żonglerka, podbijanie piłki siatkowej oraz pchnięcie kulą.

Wieczorem wszyscy uczestnicy wzięli udział w niezwykle ważnym szkoleniu dotyczącym standardów ochrony małoletnich. W skupieniu i z należytą powagą wysłuchaliśmy ponad półgodzinnego wykładu.

Zwieńczeniem dnia była wspólna mobilizacja: ostatnią godzinę poświęciliśmy na przygotowanie pokoi do zapowiedzianej na kolejny dzień kontroli sanepidu oraz kuratorium oświaty.
Porządek, współpraca i odpowiedzialność – z tymi wartościami zakończyliśmy dzień, gotowi na nowe wyzwania.
GALERIA - dzień V
Szósty dzień na obozie sportowym - pełen energii i sukcesów!
Dzisiejszy poranek rozpoczął się w wyjątkowy sposób – rozruchem, który przerodził się w radosną naukę belgijki. W tanecznym korowodzie wzięło udział aż 120 uczestników, a efekt był naprawdę imponujący!

Atmosfera spowodowała, że nauka zamieniła się w poranną dyskotekę pod gołym niebem, która trwała aż do śniadania.

Po posiłku przyszedł czas na szybkie porządki oraz niecodziennych gości – placówkę odwiedziły Sanepid i Kuratorium. Obie kontrole wypadły wzorowo, co napawa nas ogromną dumą. Gratulacje należą się wszystkim: uczestnikom, kadrze oraz organizatorom!
W trakcie wizytacji odbył się trening knockdown w podziale na grupy, a zaraz po nim – korzystając z pięknej pogody – wszyscy chętni mogli ochłodzić się w jeziorze aż do obiadu.

Popołudnie przyniosło kolejne emocje: rozpoczęły się zaliczenia w ramach rywalizacji o tytuł Najlepszego Sportowca Obozu. Dziś uczestnicy mierzyli się z biegami – zarówno krótkimi, jak i długodystansowymi. Zmagania zakończyły się tuż przed kolacją.

Wieczór upłynął pod znakiem treningu kata. Uczestnicy doskonalili techniki, powtarzając piniany i inne schematy z pełnym zaangażowaniem i precyzją.
Po intensywnym dniu przyszedł czas na wieczorną toaletę, zasłużony odpoczynek i sen. Zmęczeni, ale zadowoleni – tak kończymy piąty dzień obozu, z niecierpliwością czekając na kolejne wyzwania!
GALERIA - dzień VI
"Sportowy Duch i Ostatnie Szlify:
Dzień siódmy na Obozie KS Budokai Lublin"
Siódmy dzień obozu sportowego KS Budokai Lublin rozpoczął się energicznie – punktualnie o 7:30 młodzi sportowcy ruszyli na rozruch poranny, podzieleni według wieku i zaawansowania. Najstarsi uczestnicy zmierzyli się z intensywnym biegiem: 5 minut rozgrzewki, następnie 10 serii 10-sekundowych sprintów z minutową przerwą i na zakończenie 5 minut wyciszenia. Młodsze grupy trenowały w podobnym rytmie, lecz z mniejszą liczbą sprintów – sześć serii dynamicznego biegu pozwoliło im rozwinąć szybkość i wytrzymałość na miarę swoich możliwości.

Po śniadaniu nadszedł czas na ostatni trening kata, który stanowił zwieńczenie przygotowań do nadchodzących turniejów. Zawodnicy doskonalili formy i precyzję ruchów, a duch rywalizacji i zaangażowania unosił się nad salą treningową.

Po treningu cześć zawodników skorzystała z prztchylnej aury i korzystała ze słonecznej kąpieli pluskajac się przy okazji w wodach jeziora, podczas gdy reszta zaliczała konkurencje na najlepszego sportowca.
Popołudnie upłynęło już w całości pod znakiem emocjonującej rywalizacji w dalszej części tego konkursu.

Uczestnicy sprawdzali się w rozmaitych konkurencjach, w tym w nowo wprowadzonej próbie skoku w dal – nie tylko technika, ale i eksplozja energii odegrały tu kluczową rolę.
Tuż przed kolacją dokonano pomiaru wzrostu, a po posiłku również wagi zawodników – wszystko po to, by sprawiedliwie przydzielić kategorie wagowe do turniejów Kyokushin Kumite oraz Kickboxingu, które niebawem przed nimi.
Wieczór upłynął spokojnie – po spakowaniu plecaków na jutrzejszą wycieczkę, uczestnicy zasiedli do wspólnej projekcji filmu „Fighter in the Wind”, inspirowanego historią twórcy stylu Kyokushin Karate – Masutatsu Oyamy. To był moment nie tylko relaksu, ale także inspiracji i zadumy nad wartościami, które niesie prawdziwe karate.
Siódmy dzień zakończył się w duchu sportowej pasji, gotowości do wyzwań i zbliżającej się wielkimi krokami rywalizacji turniejowej.
Dzień 8 – Indiana Jones, paintballowi komandosi i tajemnicze centymetry
Ósmy dzień obozu upłynął pod znakiem adrenaliny, emocji i... mierzenia się z rzeczywistością (dosłownie – linijką i wagą!). Wybraliśmy się na całodniową wycieczkę do Mrągowa i Mamerek, czyli kombinację Parku Rozrywki i podróży w czasie.

W Fun Park Mrągowo wszyscy rzucili się w wir przygód. Bawiliśmy się także w podziale na grupy – niektórych wciągnęły gokarty (i walka o każdy zakręt), inni stoczyli heroiczne bitwy w laser tagu i paintballu (straty w drużynach: kilka siniaków i złamane ego), a reszta próbowała wydostać się z Escape Roomu, odkrywając, że współpraca to trudna sztuka, zwłaszcza pod presją tykającego zegara.

Wszyscy też mieli okazję sprawdzić się w Lemur Park Mrągowo – parku linowym, który nauczył nas dwóch rzeczy: 1) lina to nie zawsze przyjaciel i 2) nie każdy ma talent do zwinnego przemieszczania się nad ziemią.

Po zmaganiach z nowoczesną technologią, przyszedł czas na przeskok w przeszłość – odwiedziliśmy bunkry w Mamerkach. Trochę historii, trochę dreszczyku, a trochę rozważań, co by było, gdyby ktoś tu nagle zamknął drzwi…

Wieczorem wróciliśmy na obiadokolację, po której nadszedł najbardziej kontrowersyjny moment dnia: pomiar wzrostu i wagi (raczej masy ciała) . Emocje były większe niż podczas paintballa – jedni stali na palcach, inni zdejmowali skarpetki, licząc na magiczne -200g.
Dzień zakończyliśmy tradycyjnie: toaletą wieczorną i ciszą nocną o 22:00. No, przynajmniej teoretycznie – bo jeszcze długo słychać było szepty: „Serio, aż tyle ważę?”
DZIEŃ 9 – TURNIEJOWY ZAWRÓT GŁOWY!
Dziewiąty dzień obozu rozpoczął się... leniwie! Nie było rozruchu! Nikt nie musiał udawać porannej gazeli ani ninja zaspanych o 7:00 – wszyscy wstali wypoczęci i gotowi do działania, a przynajmniej do śniadania.
Po porannym posileniu się (niektórzy nadal sądzą, że czekoladowe kulki to superżywność sportowców) ruszyliśmy do akcji – na matach pojawił się TURNIEJ KATA! Kto myślał, że stanie w miejscu i machanie ręką to relaks – grubo się mylił. Emocje sięgały zenitu, a pasy wirowały jak w pralko-suszarkach: pomarańczowe, niebieskie, żółte, zielone... Każdy walczył o tytuł mistrza stylu „patrz, jak ładnie kopię w powietrze”.

Po uczciwym rozdaniu nagród (i równie uczciwym sprawdzeniu, czy dyplomy nie są z czekolady) przyszedł czas na kolejną rundę wrażeń – TURNIEJ WALK!
Młodsze dzieci uzbrojono w piankowe pałki (tzw. klickery) i powiedziano im: „bijcie się, ale z uśmiechem!” Efekt? Śmiech, radość i kilka prób zamiany pałek na mikrofony. Starsi, nieco bardziej bojowo nastawieni, ruszyli w bój w formule kickboxing pointfighting, a jeszcze starsi – ci już niemal samuraje – wystartowali w kickboxingu kick-light, czyli wersji „bijemy się, ale z kulturką”.

Turniej trwał i trwał… aż do kolacji, która smakowała wyjątkowo dobrze po tylu emocjach. Zwycięzcy odebrali nagrody, przegrani – honorowe brawa, a wszyscy – zasłużony prysznic i szybki sen. Bo cisza nocna nie zna litości.
Kolejny dzień pełen sportowych emocji, potu, uśmiechów i... klikających pałek. KS Budokai Lublin – my się nigdy nie nudzimy!
DZIEŃ 10 – TURNIEJ, EGZAMIN I BURZA Z PIORUNEM (ale to my byliśmy groźniejsi!) ⚡🥋
Dziesiąty dzień obozu rozpoczął się z przytupem… a dokładniej z kopnięciem! 🦶 Po śniadaniu – które, swoją drogą, wielu zawodników zjadło z takim skupieniem, jakby od tego zależał ich wynik w turnieju – ruszył najważniejszy moment: KUMITE ALL KICK, czyli turniej walk karate, gdzie wszystko mogło się zdarzyć (i zdarzało się co chwilę).

Każdy uczestnik dawał z siebie wszystko – były szybkie ciosy, zwinne uniki i taktyczne spojrzenia rodem z filmów akcji klasy B. Emocje sięgały zenitu, a niektórym sędziom drżały ręce przed wydaniem werdyktu. 💥
Po tej sportowej bitwie, która zakończyła się przed obiadem (co było o tyle ważne, że niektórzy zawodnicy zaczynali już walczyć o kotleta), przyszedł czas na chwilę spokoju… czyli egzamin na stopnie KYU 😅

Obozowicze zostali podzieleni na dwie grupy:
🍊 Pasy pomarańczowe trenowały w czerwonym namiocie pod czujnym okiem Sensei Anny Majczak (4 dan), Sensei Natalii Trancygier (1 dan) i Sensei Katarzyny Kupronowicz (1 dan). Zgodnie uznali, że ich uczniowie mają moc – i to nie tylko mięśni, ale i charakteru!

💙 Tymczasem w niebieskim namiocie wyższe stopnie prezentowały swoje umiejętności przed nie byle kim, bo samym Shihanem Marcinem Majczakiem (5 dan), Sensei Sebastianem Lewandowskim (1 dan) i Sensei Krzysztofem Zielińskim (1 dan). W skrócie – presja jak na maturze, tylko więcej potu i mniej ściąg.
A kiedy nad obozem zawisły czarne chmury i niebo rozdarło się grzmotami… nikt nie drgnął. Bo żaden piorun nie przebije okrzyku "KIAI!" z obu namiotów! 🔥

Wieczorem przyszedł czas na rozdanie nagród, czyli moment, kiedy nawet najwięksi twardziele mieli łezkę w oku (albo to była kropla potu – do dziś nie wiadomo). Były brawa, uśmiechy i dumne miny. 🏆
A potem już tylko wieczorna toaleta (wszyscy dotarli, sukces!) i sen... choć niektórzy podobno przez sen jeszcze wyprowadzali kopnięcia. 😴👣
Dzień 11 – Pobudka, kisiel mocy i oblężenie McDonalda, czyli finał jak z filmu akcji.
Ostatni dzień obozu KS Budokai Lublin rozpoczął się o… 6:30. Tak, to nie pomyłka. Dzień wcześniej jeszcze byliśmy szczęśliwi i nieświadomi. A rano? Chrzciny! Ale nie takie z tortem i świeczkami – mowa o obozowym chrzcie dla debiutantów. Na rozgrzewkę: pompki na piasku, przysiady w wodzie, a do tego – kisiel mocy (kto wie, ten wie). Po takim starcie nawet kawa się obraziła i uznała, że nie jest już potrzebna.

Po śniadaniu (które wszyscy pochłonęli jakby nigdy wcześniej nie widzieli jajecznicy), nastąpił czas wielkiego podsumowania konkursu na Najwszechstronniejszego Obozowicza. Liczyło się wszystko: od kata, kumite i kickboxingu po żonglerkę, skok w dal, rzut do kosza, miot kulą, pompki, brzuszki, i biegi - długi i sprint. (Czyli totalna olimpiada w wersji Budokai).

W kategorii młodszych, na XXIII obozie, bezdyskusyjnie wygrała Iga Majczak – prawdziwa maszyna! Tuż za nią uplasował się jej brat Tymon Majczak, a na trzecim miejscu – Wojciech Lewandowski. Rodzeństwo Majczaków ewidentnie miało układ z grawitacją i formę jak z anime.
W kategorii starszych, na XXIV obozie, triumfował Piotr Podgajny – pogromca piłek, kul i przeciwników. Drugie miejsce zdobyła Martyna Cichocka (znana też jako "Tornado z treningu"), a trzecie – Hubert Targoński, mistrz równowagi i spokoju.

Po wręczeniu nagród i zgrabnym spakowaniu walizek (czyt. siłowaniu się z zamkami, które nigdy nie chcą się domknąć), ruszyliśmy w drogę powrotną. Po drodze – aquapark Tropikana w Hotelu Gołębiewski, gdzie daliśmy upust ostatnim pokładom energii (i chlupaliśmy jak karpie na sterydach).

Gdy głód zaczął mówić głosem Bruce’a Willisa, zrobiliśmy desant w McDonald’s w Zambrowie. Obsługa jeszcze długo będzie wspominać ten moment, kiedy 120 głodnych karateków rzuciło się na frytki i McCrispy i nuggetsy z determinacją godną zawodów kumite.
Do Lublina dotarliśmy grubo po 23:00, wykąpani, najedzeni i pełni wspomnień. Rodzice przywitali nas jak bohaterów, choć niektórzy z nas ledwo byli w stanie unieść głowę znad plecaka. Kierowca młodszego obozu narzekał bardziej niż wszyscy obozowicze razem wzięci – czyli naprawdę dużo.
To był niesamowity, pełen wyzwań ale także przygód i śmiechu czas. Dziękujemy wszystkim za wspólne chwile i… do zobaczenia za rok! OSU!








Syn był w 1 grupie
Wrzucę zdjecia rzeczy które w walizce znalazłam a nie są nasze